Gdyby według was będzie nudne albo coś to proszę pisać to w komentarzach :D (ale mam nadzieję że nic takiego nie będzie).
Dzisiaj się trochę rozpiszę, ponieważ wybrałam się na spacerek z moim chłopakiem Krzysiem i jego psiakiem Tolą :*. Było super ! Poszliśmy na plac zabaw u mnie na osiedlu i gadaliśmy o wszystkim ( o życiu, o miłości, o nas itd. ). Niestety wszystko się skończyło, gdy zadzwoniła do Krzysia mama :/ . Powiedziała,że ma wracać do domu, bo jego siostra nie ma przy sobie klaczy, a wróciła z miasta, ale i tak gadaliśmy jeszcze z 15 minut, bo jakoś go wtedy siostra nie obchodziła. Ja właściwie poza gadaniem z nim bawiłam się z Tolą. Zabawa zaczęła się gdy wyślizgnęła się z szelek i musieliśmy ją gonić. Łatwe to nie było ale się udało. Zapiął jej smycz i założył szelki, a później się położyliśmy na piasku i zrobiło się tak fajnie. Wtedy zaczęliśmy sobie opowiadać co nam się śniło. Nagle poczułam motyle w brzuchu i wybuchłam śmiechem. Krzysiu nie wiedział o co chodzi, ale dołączył się i śmiał się ze mną :D. Cały czas leżeliśmy na trawie, w końcu zrobiło się zimno od tego leżenia więc wstaliśmy i usiedliśmy na stole pingpongowym i kontynuowaliśmy rozmowę. Naprawdę mi się strasznie podobało i mam nadzieję, że Krzysiowi też :D. Postanowiliśmy, że zaczniemy się spotykać już teraz sami ( pisząc "sami" mam na myśli, to że będziemy chodzić bez znajomych ), bi wtedy możemy spokojnie pogadać o wszystkim, a przy znajomych nie można o wszystkim. Ponieważ chodzimy na spacery tylko z wspólnymi znajomymi, a oni są tacy, że tylko co usłyszą idą powiedzieć innym. Czasami też chodzimy ze swoimi przyjaciółmi na których możemy cały czas liczyć ( oczywiście nie ufamy im aż tak bardzo jak sobie ).
Narazie to tyle co mam do napisania o tym wyjściu. Obiecuję, że następne wyjście i przygodę opiszę wam, ale postaram się pisać troszkę mniej.